Takie wiadomości są jak balsam dla mojej cierpiącej duszy. Parę dni temu do pracy wpadła koleżanka będąca na zwolnieniu lekarskim. Powód tego zwolnienia nagle okazał się oczywisty - jest w ciąży. Cieszę się, tylko że ciężko mi czasem to przetrawić. Rozumiecie? Tak ciężko, że aż płakać mi się chce. Ryczeć, wyć i krzyczeć "och jak się cieszę". Dzisiaj przyszła kolejna koleżanka, którą już dawno chciałam podpytać jak to było u niej. Wiem że się leczyła, miała problemy, dłuuugo nie zachodziła w ciążę. A ona mi mówi: wyluzuj. Strzał! Jakbym dostała w twarz. Bo jak to możliwe, że ktoś kto powinien mnie rozumieć w 100% mówi mi to co ci wszyscy nie-mający-pojęcia-o-niepłodności ludzie. I wychodzi na to, że coś w tym gadaniu jest. Owa koleżanka twierdzi, że jak już się pogodziła z tym, że dziecka własnego mieć nie będzie, zapomniała i przestała liczyć dni i wymyślać to jakoś tak wyszło, że oto właśnie jest koniec pierwszego trymestru.
A ja myślę, że na to wyluzowanie to musi przyjść odpowiedni moment. Taka chwila całkowitej rezygnacji i przyznania się przed sobą, że już nic więcej nie można zrobić.
A na razie za nami PRÓBA NR 5. Owulacja znowu podwójna (tzn z jednego i drugiego jajnika o dziwo), już dawno przestałam myśleć, że to podwójna szansa. Szanse są takie, jak zwykle - czyli gówniane. Przestaje się tym martwić. Po namowach gin zadzwoniłam do słynnego prof. z Łodzi. Po milionie prób dodzwonienia się odebrała super miła Pani, która poinformowała mnie, że nie ma potrzeby umawiać się na dwa miesiące przed, bo terminy wizyt są w miarę przystępne. Zaproponowała termin za dwa tygodnie na co zareagowałam szczerym "wow, jak się cieszę". Po chwili rozmowy moje szczere zadowolenie zostało zastąpione przez szczere zdziwienie, bowiem usłyszałam o kosztach. No haaalo, spodziewałam się "kupy pieniędzy" ale myślałam, że kwota za same badania nie przekroczy 4.000zł. No niestety - wszystkie badania (które to możemy wykonać JEDYNIE, WYŁĄCZNIE w ich zaprzyjaźnionym laboratorium, ponieważ słynny prof. nie toleruje wyników z innych miejsc) będą nas kosztować tylko 6.000zł. "Nie, nie, nie muszą Państwo mieć gotówki, istnieje możliwość płatności kartą." Tylko skąd ja mam mieć tyle na koncie? Haahaha. Dzisiaj to brzmi nawet śmiesznie. Moja gin kiedy o tym usłyszała wydała z siebie równie szczery jak moje zdziwienie okrzyk "o kurwa" :) Czy ja już mówiłam, że równa z niej babka?:)
Stanęło na tym, że...na niczym właściwie nie stanęło. W dalszym ciągu stosuję strategię "wolę o tym nie myśleć" Czasem wpadam w jakąś paranoję, bo nie mam planu. Nienawidzę nie mieć planu, określonego systemu działania. Jestem zdana na obce mi osoby - lekarzy, którym tak naprawdę nie zależy.
A czasami mam to wszystko w moich czterech literach. Bo co nas nie zabije to nas wzmocni. Nie mam na to wpływu, nic nie mogę zmienić. Zatem muszę odpuścić. Przynajmniej staram się to robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz