niedziela, 7 września 2014

Leczenie i in vitro

Właściwie to czuję się pominięta. Nieważna. Tak samo jak moje poglądy. Zdałam sobie sprawę, że osoby walczące z niepłodnością muszą radzić sobie same. Leczenie kosztuje mnóstwo pieniędzy. Ok, jeśli kogoś na to stać. A jeśli nie?? Kiedyś przyjaciółka zapytała dlaczego nie robiłam HSG na fundusz tylko prywatnie. Chodzi o czas. Kiedy walczysz o każdy cykl, każdy dzień i nie chcesz marnować ani chwili to w nosie masz NFZ - ich terminy, papierologię, lekarzy, sprzęt często pamiętający poprzedni wiek. Już pomijając sprawę komfortu psychicznego. Mam swojego lekarza, jemu ufam i chcę, żeby to on wykonywał badanie czy zabieg. Pamiętam jak jechałam z lekarzem na HSG, jak sto razy pytałam go czy mnie nie zostawi:) a on te sto razy powtarzał, że nie. Komfort.
A iui? Na NFZ? nie wiem, jakoś sobie tego nie wyobrażam. Monitoruję cykl, biorę leki i nagle okazuje się, że owulacja będzie w weekend? I co? Na NFZ podziękują i zaproszą w kolejnym miesiącu..porażka. 
I kwestia in vitro. Jestem przeciw. Chociaż cieszę się, że jest refundowane. To daje szansę setkom par na to, że w końcu doczekają się dziecka. Nie powiem nigdy, że to czyste zło. Nie zgodzę się ze skrajnie katolickimi ruchami, partiami czy konkretnymi osobami, że in vitro powinno być zakazane a osoby, które się na nie decydują to mordercy (z racji nadliczbowych zarodków). Każdy ma przecież swoje sumienie, swoje priorytety i to do niego należy decyzja o kształcie swojego życia. Nie wydaje mi się uczciwe zabranianie im działania tylko dlatego, że jest to sprzeczne z moimi poglądami. 
Jednak. Gdzie jest miejsce w tym wszystkim dla mnie? Dla wielu par, które nie chcą in vitro? Nie zawsze niechęć do in vitro jest ściśle związana z katolicyzmem. To kwestia ogólnie etyczna. Wszyscy, którzy decydują się na in vitro mogą starać się o refundację. To ogromna pomoc biorąc pod uwagę koszty. Pomija się w tym niestety pary, które wybrały inną drogę. Mnie i męża czeka podróż do Łodzi, do prof.Malinowskiego, dla jednych szarlatana dla innych lekarza z prawdziwego zdarzenia. Mam problem z immunologią, zatem najprawdopodobniej będę musiała przyjmować szczepionki z immunoglobuliny, limfocytów męża bądź innych takich dziwnych rzeczy. Koszty? na dzień dobry jakieś 8.000-10.000zł. A ktoś nas o to zapytał? A ktoś pomyślał, że takim parom jak my również przydałaby się refundacja leczenia?? Gdzie jest miejsce dla nas? Czuję się pominięta, nieważna, bez sensu. Też chciałabym złożyć stosowne papierki i móc skorzystać z leczenia bezpłatnie. Albo chociaż z częściowym pokryciem kosztów. Niestety. Moje sumienie zamknęło mi drogę do rodzicielstwa. 
Co mam do in vitro? Kwestia życia. Jego początku i szacunku do niego. Nie wiem czy ma na to wpływ to, w jakiego Boga wierzę czy to co naucza Kościół. Czuję gdzieś w środku, że to byłoby nie w porządku. Uważam, że życie ma swój początek już w momencie zapłodnienia. To, co wtedy powstaje to nie jakiś twór z kosmosu, wyłącznie zlepek komórek, fasolka (jak to się zwykle określa na wielu forach) tylko dziecko, człowiek. Przecież np fasola z tego nie wyrośnie. I jak pomyślę, że miałabym te kilka "zarodków" zamrozić i wsadzić do lodówki jakiejś to...no jakoś nie wyobrażam sobie tego. Coś by mnie gryzło, coś w tym wszystkim byłoby nie w porządku. Zresztą, nie wiem czy ja bym w ogóle uniosła psychicznie całą procedurę in vitro. No bo, wyobraźmy sobie, że mam transfer zarodka, on już jest, żyje we mnie i nagle okazuje się, że coś poszło nie tak i nie jestem w ciąży. Ale to jak? To jak mam czuć? Byłam w ciąży czy nie? To dziecko we mnie było czy nie było? Ja poroniłam może, skoro powstało życie a jednak go nie ma? I potem mam jak gdyby nigdy nic wyciągnąć z lodówki ten zamrożony początek człowieka i zacząć jeszcze raz? Za ciężkie to dla mnie. Takie dylematy etyczne, moralne. A może to jedynie kwestia odpowiedniego nastawienia, przygotowania psychicznego? A może kwestia determinacji? Ostatecznych wyborów? Co będzie jeśli stanę przed takim wyborem? In vitro i dziecko lub jego brak. To, że mam określony pogląd na tą kwestię nie znaczy, że mam gotową odpowiedź. Nie wiem co zrobię jeśli przyjdzie mi podjąć taką decyzję. Nie chcę jej podejmować.  Chcę mieć dziecko.

2 komentarze:

  1. Przykro nam, że czujesz się pominięta. Mamy nadzieję, że niedługo leki które stosuje się przy pomocy zajściu w ciążę nie tylko bezpośrednio ale i pośrednio będą w części finansowane przez NFZ. Jeszcze nie dawno nikt by nie pomyślał, że in vitro chociaż w części będzie refundowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście czasy się zmieniają:) Cieszę się, że in vitro jest refundowane, bo przynajmniej daje szanse innym:) Chociaż czuję pewien niedosyt:) ale mam nadzieję, że i to się wkrótce zmieni. Dobrym rozwiązaniem (dla niektórych) jest naprotechnologia. Częstochowa, jako pierwsze miasto w Polsce, chce refundacji i tej metody. Zresztą, o ile się nie mylę, pomysł refundacji in vitro też wywodzi się z tego miasta:)) Im więcej takich pomysłów i dróg tym lepiej:)

    OdpowiedzUsuń