I poczucie przynależności. Ja, jako człowiek młody, aczkolwiek już nieco nie-młodzieżowy potrzebuję tych dwóch wartości jak powietrza do życia. Muszę mieć pewność, że jestem gdzieś zakorzeniona, wgryziona w ziemię, na której egzystuję. Że mam miejsce, do którego należę. I tak z całych sił staram się to sobie zapewnić. Ale nie tak szybko... Jak to zwykle bywa: z rodziną najlepiej to się wychodzi na zdjęciach, szczególnie z tą rodziną, z którą łączy nas wyłącznie węzeł powinowactwa. Bo toż matka męża mego nie jest moją rodzoną i słowo "Mama" skierowane do niej chyba nigdy nie przejdzie mi przez gardło. Swoją drogą powinna się zastanowić, dlaczego i mnie i jej zięciowi z taką trudnością to przychodzi. Ale nie o tym chciałam. Tak samo jest z siostrami męża - już nawet przestałam oczekiwać jakiegoś..hmm..zainteresowania, pamięci, inicjatywy. Zrozumiałam już dawno, że nigdy nie będę traktowana jak rodzina. Pamiętam święta Bożego Narodzenia bez męża...zostałam sama i nikomu nie przyszło do głowy zadzwonić, żebym przyjechała. A słowa teściowej "myślałam, że poszłaś do koleżanki"..phi..no a do kogo miałam iść? Pamiętam dziesiątki samotnych weekendów, Sylwestrów, wieczorów, Świąt..smutek teściowej z powodu naszych zaręczyn, rozpacz po określeniu daty ślubu i płacz w kościele przy naszej przysiędze...Ona nawet do mnie nie mówi, nie zwraca się nigdy bezpośrednio mimo że siedzę obok to pyta męża mego czy "Paulina napije się herbaty?" Miło.
I w takim oto układzie żyjemy my, oni. Z tym, że my w mieszkaniu, które należy do nich. I tu trafiamy na sedno problemu, bo okazuje się, że chcąc zrobić remont musimy pytać o zgodę. Usłyszałam, że kazałam się wyprowadzać siostrze nr 1, bo poprosiłam o wyniesienie jej rzeczy. No bo przecież to ich mieszkanie i jak za sto lat siostrze powinie się noga w życiu to ona musi mieć gdzie mieszkać.
Wniosek - moje miejsce jest tam, gdzie nikt nie pyta mnie o zdanie a jako żona ukochanego syna mam dziękować im jak Bogu za to, że pozwalają mi tam mieszkać.To my już podziękujemy.
Kredyt.
Działka.
Dom...
I znów to cholerne poczucie, że nie mam swojego miejsca, domu, że nie przynależę do niczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz