sobota, 9 stycznia 2016

Przyszło nowe

Z nowym rokiem znalazłam się w, jak dla mnie, dość nieprzyjemnej sytuacji. Ale od początku. Od mojego ostatniego wpisu minęło już parę tygodni. Od tego czasu podjęliśmy decyzję o wizycie w klinice leczenia niepłodności, bo w końcu wypada po tych paru latach powierzyć specjalistom swoje dalsze losy w temacie rozrodczym.

 
Jakiś czas temu oglądałam program o babkach, które kupują lalki new born, wyglądające jak prawdziwe dzieci. Jak się domyślacie motywy kobiet decydujących się na takie lalki bywają różne. Jak dla mnie - nienormalne. Choć jestem w stanie co niektóre z nich zrozumieć...Kobiety te twierdzą, że te lalki to dzieci, a nie lalki. Dzieci. Nadają im imiona, przewijają je, ubierają w normalne ciuchy, opiekują się nimi, chodzą z nimi na zakupy, wożą w wózkach, fotelikach samochodowych...No dobra, do rzeczy. Co to ma do mnie i decyzji o wizycie w klinice? Po obejrzeniu tego programu byłam...hmm...przerażona? Czasem lubię sobie tak zwizualizować własne lęki i wtedy zobaczyłam siebie jako 40-, 50-letnią kobietę, bezdzietną, ale z lalką :) Myślicie, że aż tak mi odbije? Może, kto wie :) A tak serio. Czasem dobija się do mojej głowy taki strach czy lęk o własną przyszłość w kontekście posiadania bądź nie posiadania dzieci. Myślę sobie wtedy: ok, teraz jest mi dobrze, ale co dalej? Co, jeśli za parę lat odbije mi tak, jak tym babkom od lalek? Czy wtedy kupię sobie lalkę czy stanę się zołzą, z którą nie da się wytrzymać. A może po prostu będę w sobie, gdzieś głęboko w środku kisić wszystko, co boli. Bardzo możliwe też, że będzie mi dobrze, że będę się realizować zawodowo, życiowo, będę rozwijać swoje pasje, będę niczym nieograniczonym człowiekiem, który potrafił odnaleźć się w sytuacji, w jakiej przyszło mu żyć. No, głową muru nie przebijesz. Nie możesz mieć dzieci - to żyj bez nich. Odnajdź się w tym życiu, w tym co masz i pogódź się z tym!
Dobra, dobra. Ale ja chcę mieć dzieci. Chcę dzieciom moim pokazać góry, jeziora i morze. Chcę, żeby mój mąż był ojcem, najlepszym na świecie.
I dlatego, pojechaliśmy do kliniki. Cóż tu dużo mówić. Doktorek rozeznał się w naszej historii, poczytał, pomyślał, popytał. I odparł: in vitro. Ale, dlaczego pani robi taką minę? Ale proszę państwa, nie ma innej opcji, ale proszę się nie bać. Ale co wam nie pasuje? z czym się nie zgadzacie? Mrożenie zarodków? Możemy nie mrozić, oczywiście. To byłaby delikatna stymulacja, nie potrzebujemy wielu komórek...
Mąż po wyjściu od doktorka stwierdził z żalem "zmarnowaliśmy trzy lata" - na lekarzy bez pojęcia, na badania bez sensu, na leczenie do kitu. Ta droga, którą już przeszliśmy była konieczna, ale mam wrażenie, że czasem prowadziła donikąd. I tutaj każdemu, kto ma problem z poczęciem dziecka będę powtarzać - dobry lekarz to podstawa. Specjalista w temacie a nie jakiś tam lekarz, który coś tam leczy, ale często w ciemno.
Na czym stanęło? Na tym, że robimy badania, takie które są konieczne a których nie zlecił nam dotąd żaden lekarz. A potem wracamy do kliniki i podejmujemy decyzję co dalej. Choć myślę, że ona już w naszych sercach jest podjęta. Spróbujemy ivf. Bo chcemy mieć dziecko. Bo ja czuję, teraz to wiem, że nie jestem gotowa na adopcję. Bo chcemy mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko, żeby nie mieć do siebie żalu o niewykorzystane szanse. Trudna to była decyzja, szczególnie dla mnie, ale wiem, że słuszna. 
No i jak już mieliśmy zakreślony w głowach plan, kiedy już zaczęliśmy ogarniać kwestię finansową w tym temacie ja straciłam pracę. A tym samym straciłam spokój, poczucie bezpieczeństwa i komfortu, że zarabiam sama na siebie i swoje potrzeby. No ok, nie zarabiałam tam dobrej kasy, ale zawsze coś. Poza tym, przywiązałam się do ludzi, zwyczajnie było mi wygodnie i dobrze. I tak oto, w nowy rok wkroczyłam jako bezrobotna. Jakieś tam plany zawodowe mam, ale póki co, odpoczywam, mam zamiar poodwiedzać znajomych, pojechać do rodziców, potem w góry oczywiście. Naładować akumulatory, wrócić i wtedy zacząć rozglądać się za pracą. 
I tylko czasem do mojej głowy jak ostrza wbijają się myśli, że nie dam rady, że nie znajdę pracy, że w sumie to nie nadaję się do niczego, że jestem beznadziejna i głupia. Ale na takie chwile mam parę przygotowanych "złotych myśli":
                                          
                "Uważaj na głos w Twojej głowie, 
       który mówi, że nie dasz rady - łże skurwysyn"

oraz, głównie odnoszący się do gór, ale i do życia:

                 "(...) większość granic i lęków
        to tylko ułomność naszego umysłu
        poza którą zaczyna się wolność..."

Będę o tę wolność walczyć.  
 

4 komentarze:

  1. Po pierwsze, fajnie, że w końcu się odezwałaś :) Po drugie, dobrze, ze odpowiedziałaś sobie na pytanie, że nie chcesz żyć bez dziecka, bo to kolejny krok ku właściwej drodze. Po trzecie, jeszcze fajniej, że podjęliście decyzje, co dalej i w końcu trafiliście na konkretnego lekarza. Fakt, szkoda tych lat, ale z drugiej strony - te lata Cię ukształtowały. Teraz jesteś gotowa do dalszej walki, bo wiesz, że nie wyobrażasz sobie życia bez dziecka. Znalazłaś swoją pasję - góry :)
    I cieszę się, że podjęliście decyzję (ostatnio pisałam u siebie o znajomych, którzy nadal szukają swej drogi)
    Mocno trzymam za Was kciuki! :)
    Tylko tej pracy szkoda.. Ale wierzę w Ciebie! Nie ta - będzie inna! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze odnośnie tych kobiet opiekujących się lalkami.. Też kiedyś oglądałam taki dokument. I przeraził mnie on! Trochę rozumiem te kobiety.. Bardzo mi ich żal! Zobaczyłam siebie po pięćdziesiątce z taką lalką.. Bo kto wie, czy i ja nie byłabym w grupie tych kobiet..

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w towarzystwie lalki, ale za to wielokrotnie zastanawialiśmy się z mężem, jakie zwierzątko sobie kupimy, jeśli nasz "projekt dziecko" ostatecznie nie wypali. A potem pomyślałam - cholera, czy ja naprawdę chcę do końca życia udawać, że jestem wielką fanką chomików, kotów albo akwariowych rybek?! NO WAY!

    Cieszę się, że tyle się u Was zadziało i że podjęliście konkretne decyzje, za którymi pójdą pewnie i konkretne dalsze kroki :) Dobry lekarz to podstawa, zgadzam się - tylko który to jest ten dobry? Ja - niby przez większość czasu leczona u specjalistów od niepłodności, wychwalanych pod niebiosa - tak naprawdę o żadnym z nich nie jestem w stanie tak powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny wpis. Dobra decyzja. Trzymam kciuki za powodzenie!!!

    OdpowiedzUsuń