niedziela, 5 października 2014

Wizualizuję sobie szczęście

Najpierw chciałam napisać, że w moim życiu nastała nuda. Zawsze mam takie wrażenie jak przestaję biegać z wywieszonym jęzorem do lekarza, brać dodatkowe leki i liczyć dni. Robi się tak spokojnie. No jeśli nie brać pod uwagę zalanego przez nieszczelny kaloryfer pokoju - podłoga u nas do wymiany (i dobrze, bo i tak była brzydka:) i trzeba odmalować sąsiadom dwa pokoje. Poza tym chory na nie wiadomo co ojciec - i tu nowość, bo on jest z tych co nigdy nie chorują. Nagle się okazuje, że mój strach o zdrowie najbliższych, który dotyczył ostatnio jedynie zdrowia mamy muszę poszerzyć o lęk o zdrowie taty. We wtorek kardiolog. I w ten oto sposób mam w gardle nieustającą, dławiącą kulę, która jak nic oznacza u mnie dość wysoki poziom stresu. Ale to wtorku wytrzymam. Nie mam wyjścia. Codziennie przed snem stosuję techniki relaksacyjne polegające na kontroli oddechu i wizualizacji szczęścia:) Najczęściej owe wizualizacje dotyczą gór i mojej rodzinnej Warmii, jezior, domu rodziców na wsi, jedynego w swoim rodzaju zapachu lata i chleba. Jeszcze parę dni i nie będę musiała sobie nic wizualizować, aby widzieć Tatry:)) 
A tak przy okazji zalanej podłogi. We wszystkim trzeba szukać pozytywów, zatem jej wymiana wcale mnie nie zmartwiła. Już wymyśliłam sobie jak będzie wyglądała nowa podłoga. I postanowiłam nie urządzać tego pokoju (bo akurat tak się złożyło, że w tym pokoju jest remont) pod "dziecko", którego nie ma. Do tej pory planowałam piękne pastelowe ściany, jasne meble, niedużą sofkę i komodę, żeby w razie co mieć miejsce na łóżeczko i przewijak. O nie, nie! Ten pokój będzie mój! Pora zająć się życiem, które jest a nie tym, którego ciągle oczekuję. Żyć w czasie teraźniejszym, oczywistym a nie być-może-przyszłym. Umyka mi życie w ten sposób. Tkwię w zawieszeniu, ciągle czekając na coś, co może nigdy nie nadejść. Zacznę od remontu pokoju, skończę na remoncie swojej głowy. To właśnie jest "odpuszczanie"? Nie wiem. Chcę po prostu normalnie żyć a nie mieć w głowie tylko jedno. Trudne to zadanie - bo z jednej strony odpuścić a z drugiej strony walczyć. Chociaż jak pomyślę, to wolę słowo "wyluzować". Jest lepsze, bo przecież ja nie odpuszczam zupełnie. Ja tylko przestaję o tym obsesyjnie myśleć. W ciągu tych dwóch lat nauczyłam się już cierpliwości, pokory i względnego spokoju. Pora na życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz