czwartek, 26 czerwca 2014

Jak to nazwać?

Mam czasem takie uczucie, dla którego nie mogę znaleźć nazwy. Pojawia się niespodziewanie i zanim zdam sobie z tego faktu sprawę już mnie opuszcza. Jest ulotne, rozmyte, czasem wzruszające...nawet przede wszystkim wzruszające. Najczęściej pojawia się wtedy, gdy przyglądam się ludziom: starszy pan, który swoimi wielkimi, spracowanymi dłońmi próbuje zapiąć coś bardzo małego - ten wyraz skupienia na twarzy, ta nieporadność, pełna mobilizacja; młody mężczyzna, który śmiał się z kawału - w jego uśmiechu było coś ujmującego, wstydliwego, ale takiego w pełni, bez zahamowań; starsza pani, której zabrakło paru groszy w sklepie - takie trochę zawstydzenie, trochę zmartwienie, oczy, które szukają rozwiązania.
Staram się ubrać w słowa to, co ja czuję patrząc na tych ludzi. Trochę tu wzruszenia, roztkliwienia, współczucia, ciepła, wzajemności, troski, podziwu. Dochodzę do wniosku, że w tych wszystkich twarzach jest coś z dziecka, coś takiego...hmm...co jest wspólne dla każdego niezależnie od wieku. Może to tylko kwestia mimiki twarzy, a może uczuć które się na tych twarzach pojawiają: zdecydowania, obawy, mądrości, ufności, radości - tych uczuć, których dzieci się nie wstydzą, które są u nich pełne, niepohamowane, bez względu na to, co wypada a co nie. Chciałabym kiedyś uchwycić jedną taką twarz, żeby móc zapamiętać to, co się na niej znajduje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz